To nieprawda, że człowiek jest samotną wyspą. I że świat jest najpierw wyłącznie moim światem. Stwierdzenia, które słyszymy na co dzień - „czuć chemię między ludźmi”, „być z kimś dobrze nastrojonym“, „czuć dobrą energię“, albo „dobrze/źle czuć się w czyjejś aurze” - odsłaniają zupełnie inny obraz naszych codziennych doświadczeń. Otóż nie jesteśmy samotnymi wyspami, a nasze powiązania z innymi decydują o tym, kim jesteśmy, o wiele głębiej niż by nam się wydawało. Jest tak przede wszystkim dlatego, że właśnie inni współkształtują nas samych, warunkując nasz rozwój.

Prowadzone w ostatnich dziesięcioleciach badania nad zjawiskiem empatii wykazują, że zdolność do wczuwania się w siebie nawzajem i przejmowania cudzej perspektywy nie jest wyłącznie elementem naszego wtórnego rozwoju moralnego wobec pierwotnego egoizmu. Jest wręcz odwrotnie – potrafimy myśleć i działać, uczyć się i komunikować właśnie dlatego, że u naszych podstaw tkwi zupełnie pierwotne powiązanie z innymi. Świat, mózg, ciało rezonują z naszą świadomością (wzgl. duszą) umożliwiając ludzkie działanie w ogóle. A zatem, nie jesteśmy zamkniętymi puszkami, oddzielonymi od zewnętrznego świata, zbierającymi skrzętnie w naszym wnętrzu własne przeżycia. O wiele bardziej znajdujemy się zawsze już „na zewnątrz” w świecie, rezonując z innymi, a to co wewnętrzne i zewnętrzne, powiązane jest ściśle ze sobą w splocie wzajemnych relacji.

Co to dla nas oznacza? Okazuje się, że jesteśmy nastawieni na współdziałanie i solidarność o wiele bardziej niż na egoizm, który rodzi się w późniejszym okresie rozwoju osobowego. Naśladownictwo, współodczuwanie i współpraca czyli odpowiadanie na impulsy płynące od innych, to naturalne środowisko, w którym żyją ludzie. Kultura i kształtowane w niej formy społecznego życia potrafią wykorzystać te naturalne ludzkie predyspozycje, ale też ograniczyć ich potencjał.

Ostatnie dekady XX wieku okazały się wyjątkowo nieprzychylne dla wspólnego życia. Przyczyniły się do rozwoju praktyk silnego indywidualizmu, konkurencji oraz pogłębiły deficyty zaufania. Tym samym pozbawiły ludzi umiejętności i kompetencji takiego kształtowania codziennych praktyk, które służyłyby rozwinięciu umiejętności efektywnego współistnienia. Jak pisze amerykański socjolog Richard Sennett w swojej analizie współczesnych problemów współbycia: „Brutalne uproszczenia nowoczesności mogą tłumić i zaburzać naszą zdolność do wspólnego życia, nigdy jednak nie zdołają całkowicie jej wymazać. Jako zwierzęta społeczne potrafimy kooperować znacznie lepiej, niż zakłada to obecny porządek społeczny“.[1]

Dzielić się pracą z innymi, a także radzić sobie z indywidualnymi niedostatkami i ograniczeniami z pomocą innych, to nic innego, jak ćwiczyć się w dobrych praktykach solidarności. Już samo doświadczenie zetknięcia się z innymi jest wyzwaniem. Józef Tischner, autor Etyki solidarności, w gorącym czasie społecznego rezonansu, jakim były narodziny Solidarności, kiedy polskie społeczeństwo wyjątkowo umiejętnie odkrywało swój kooperacyjny potencjał, zwracał uwagę na trudność w zetknięciu się z Innym i w rozpoczynaniu wspólnego działania. Z patosem charakterystycznym dla tamtego historycznego momentu pisał: „Dialog oznacza, że ludzie wyszli z kryjówek, zbliżyli się do siebie, rozpoczęli wymianę zdań. Początek dialogu – wyjście z kryjówki – już jest dużym wydarzeniem. Trzeba się wychylić, przekroczyć próg, wyciągnąć rękę, znaleźć wspólne miejsce do rozmowy. Miejsce to nie będzie już kryjówką, w której człowiek pozostaje sam ze swoim lękiem, lecz miejscem spotkania, zaczątkiem jakiejś wspólnoty, być może początkiem domu" [2]

Próby podejmowania współpracy niosą ze sobą zawsze poczucie niepewności. Często bowiem nie wiemy sami, czego nam brakuje, a z pomocą przychodzą Inni, odkrywając przed nami nasze deficyty. Podobnie, dopiero w zetknięciu z nimi odkrywamy, czego my możemy od nich potrzebować. Nigdy też nie wiemy, co ze współpracy (także tej nieudanej) może wyniknąć. Podejmujemy jednak ten wysiłek i wyzwanie, ponieważ życie w świecie podejrzliwości, antagonizmów i rywalizacji jest nie tylko na co dzień nieznośne, ale też niebezpieczne w długiej perspektywie. Grupy  pozbawione kooperacyjnych umiejętności i otwartości na innych, są nietrwałe i bardziej podatne na niebezpieczeństwa, a przede wszystkim bezbronne wobec wyzwań przekraczających ich ograniczone, lokalne możliwości. Więzi solidarności kształtują swoisty system immunologiczny dla codziennego życia w społeczeństwie, czyniąc tworzące je kręgi ludzi odporniejszymi na nadchodzące niebezpieczeństwa.

Praktyki współdziałania, wychodzące naprzeciw inności i porzucające bezpieczne przestrzenie tego co własne, odsłaniają przed podejmującymi je osobami potrzebę wytwarzania nowych form kooperacji i odkrywania rejonów dotąd mało rozpoznanych. Widać dziś wyraźnie, w jak dużym stopniu działania te zależne są od indywidualnego zaangażowania i lokalnych przedsięwzięć, które pokazują, że wbrew mało solidarnej kulturze, jej społecznym i politycznym strukturom, ludzie w pojedynkę poszukują i znajdują sposoby na sensowną współpracę. Ćwicząc się oraz rozwijając dobre nawyki otwartości na innych, potrafią poszerzyć wąską definicję tego co swoje, odkrywając nowe sensy kryjące się za słowem solidarność.

Autor:  Jacek Kołtan, Europejskie Centrum Solidarności
Fot. Tomasz Kwiręg

 

[1] Sennett R., Razem. Rytuały, zalety i zasady współpracy, przekł. J. Dzierzgowski, Warszawa 2013: Wydawnictwo Muza, s. 362

[2] Tischner J., Etyka solidarności oraz Homo sovieticus, Kraków 2005: Wydawnictwo Znak, s. 21